Każdy, kto poważnie pragnie zostać filozofem, musi raz w swoim życiu cofnąć się do siebie samego i podjąć próbę zdobycia się w sobie samym na obalenie wszystkich obowiązujących dlań dotąd nauk i zbudowania ich na nowo. Filozofia, mądrość – jest absolutnie osobistą sprawą filozofującego. Musi się ona stać jego mądrością, pozyskaną przezeń samego, dążącą do uniwersalizmu wiedzą, wiedzą, za którą może on odpowiadać od początku i na każdym kroku w oparciu o zdobyte przez siebie samego naoczne rozumienia.
Tylko siebie samego zachowuje medytujący podmiot jako coś istniejącego absolutnie niepowątpiewalnie, jako coś niedającego się unieważnić nawet wtedy, gdy ten świat przestałby istnieć. Zredukowane poznawczo w ten sposób, ego realizuje teraz akty pewnego rodzaju solipsystycznego filozofowania. Szuka ono apodyktycznie pewnych dróg, które pozwoliłyby mu odkryć we własnej czystej wewnętrznej sferze zasoby tego, co obiektywnie zewnętrzne.
Wszystko, co znajduję w granicach świata, wszelki byt przestrzenno-czasowy, istnieje ze względu na mnie, to znaczy, ze względu na mnie ma ważność czegoś obowiązującego, ma ją właśnie dlatego, że jest przeze mnie doświadczany, spostrzegany, przypominany, że w jakiś sposób o nim myślę, wydaję o nim sądy, oceniam go z punktu widzenia wartości, że go pożądam itd. Kartezjusz, jak wiadomo, określa te wszystkie czynności nazwą cogito. Świat nie jest dla mnie w ogóle niczym innym jak światem istniejącym świadomościowo w tym cogito, ze względu na mnie posiadającym swą moc obowiązującą.
Świat, obiektywny świat, który dla mnie istnieje, który zawsze dla mnie istniał i istnieć będzie, jedyny świat, który kiedykolwiek mógł dla mnie istnieć, istnieć ze wszystkimi swymi obiektami, ów świat czerpie, jak już powiedzielismy, cały swój sens i swoją bytową ważność, którą dla mnie w danej chwili posiada, ze mnie samego.
Edmund Husserl – Medytacje kartezjańskie