Człowiek nie ma pozaludzkiego gruntu, na którym by stał i wiedział zarazem, że stoi. Musi zaczynać od siebie, każdy inny punkt wyjścia jest produktem wtórnej abstrakcji, której niepodobna uprawomocnić bez powrotu do sytuacji ludzkiej. Pytania genetyczne o człowieka zakładają fałszywie możność nadludzkiego punktu obserwacyjnego, z którego odsłania sie widok na człowieka jako zrelatywizowanego.
Relatywizacja człowieka w naukowych interpretacjach (ingerencja w świat przedludzki w teoriach ewolucji, uzależnienie percepcji od rzeczowych zachowań organizmu w fizjologicznym badaniu), czyli jego redukcja do nieczłowieczego bytu jest zawsze wtórna w stosunku do percepcji. Redukcje takie uwięzione są nieuchronnie w człowieczeństwie, są tedy nieprawomocne, o ile udają, że z uwięzienia tego się wydostały. Ci, którzy je podejmują, relatywizują człowieczeństwo, mniemając zarazem, że odnaleźli jako ludzie nierelatywny punkt widzenia.
Tym samym sensu, który nadajemy rzeczom i sytuacjom, nie możemy wyjaśnić, odnosząc go do potrzeb przedświadomych ciała; nadawanie rzeczom sensu przez projekt wyprzedza każdorazowo określoność tego, czemu sens bywa nadawany. Potrzeby są, przeciwnie, sensem nadawanym naszej egzystencji. Mylna jest zatem utajona wiara scjentystów, iż mogą, nieuwięzieni w ludzkiej stronniczości, ludzką stronniczość samą zinterpretować.
Leszek Kołakowski – Obecność mitu