Chrześcijańskie tabu

Usiłownanie syna, by zająć miejsce boga ojca, stawało się coraz bardziej wyraźne. Wraz z wprowadzeniem uprawy roli wzrosło znaczenie syna w rodzinie patriarchalnej. Ośmielił się on dać nowy wyraz swemu kazirodczemu libido, które znalazło symboliczne zadowolenie w uprawie ziemi. Pojawiły się takie postaci bogów, jak Attis, Adonis, Tammuz i inni, które cieszyły się łaskami bogów macierzystych i dopuszczały się kazirodztwa z matką na złość ojcu.

Ale poczucie winy, które nie zostało zmniejszone przez te stworzenia, wyrażało się w mitach, które karały młodych kochanków bogiń krótkim życiem i karą kastracji lub ściągały na nie gniew boga ojca pojawiającego się w zwierzęcym kształcie. Adonis został zabity przez dzika, święte zwierze Afrodyty; Attis, kochanek Kybele, zmarł skutkiem kastracji. Lament po tych bogach i radość z ich zmartwychwstania weszły w skład rytuału innego boskiego syna, któremu przeznaczone było odnieść trwały sukces.

Kiedy religia Chrystusa zaczęła wkraczać do świata starożytnego, napotkała rywalizację religii Mitry i przez długi okres czasu pozostawało wątpliwe, które bóstwo zostanie zwycięzcą. Świetlista postać młodzieńczego boga perskiego wymknęła się naszemu zrozumieniu. Wyobrażał on syna, który sam składał ofiarę z ojca, w ten sposób uwalniająć braci od ponuego współuczestnictwa w tym czynie. Istniał inny sposób zmniejszenia tego poczucia winy, taki mianowicie, jaki wybrał Chrystus. Poświęcił on swe życe i przez to zbawił braci od grzechu pierworodnego.

Teoria grzechu pierworodnego jest pochodzenia orfickiego; została zachowana w misteriach, a stąd przeniknęła do filozoficznych szkół starożytnej Grecji. Ludzie byli potomkami Tytanów, którzy zabili i rozczłonkowali młodego Zeusa-Zagreusa; ciężar zbrodni ich przytłaczał. W micie chrześcijańskim pierwotny grzech człowieka jest niewątpliwie obrazą boga ojca i jeśli Chrystus zbawia ludzkość do ciężaru grzechu pierworodnego, składając swoje własne życie w ofierze, zmusza nas to do wyciągnięcia stąd wniosku, że grzechem tym było morderstwo. A jeśli ofiara czyjegoś życia doprowadza do pogodzenia się z bogiem ojcem, wówczas zbrodnią, którą należy odkupić, może być tylko morderstwo ojca.

Tak więc w doktrynie chrześcijańskiej ludzkość w sposób najbardziej otwarty przyznaje się do winy popełnionej w czasach pierwotnych, ponieważ znalazła ona najpełniejsze odkupienie za ten czyn w ofiarnej śmierci syna. W tym samym czynie, który ofiaruje największą możliwość zadośćuczynienia ojcu, syn także osiąga cel swych pragnień skierowanych przeciwko ojcu. Sam staje się bogiem obok ojca lub raczej zamiast niego. Jako znak tej zmiany ożywiona zostaje ponownie stara uczta totemiczna w formie komunii, w której grupa braci spożywa teraz ciało i krew syna, nie zaś ojca, przez co synowie identyfikują się z nim i sami uzyskują świętość.

Sigmund Freud – Totem i Tabu

The Last Supper

Niedbałość nie do zniesienia

Błażej Pascal - francuski matematyk, fizyk i religijny filozof

Wiadomo dostatecznie, w jaki sposób poczynają sobie ludzie mający te poglądy. Mniemają, iż dołożyli wiele wysiłku, aby się oświecić, kiedy obrócili kilka godzin na czytanie którejś z ksiąg Pisma i zadali jakiemuś duchownemu kilka pytań o prawdy wiary. Po czym chełpią się, że szukali nadaremnie w księgach i u ludzi. Ale zaprawdę powiem im to, co mówiłem często, że taka niedbałość jest nie do zniesienia. Nie chodzi tu o błahą sprawę obcej osoby, aby sobie poczynać w ten sposób: chodzi o nas samych i nasze wszystko.

Niech dowiedzą się bodaj, jaka jest ta religia, którą zwalczają, zanim ją będą zwalczać. Gdyby ta religia chełpiła się, że widzi jasno Boga, że ogląda Go wręcz i bez zasłony – można by ją zwalczać, mówiąc, że nie ma nic w świecie, co by świadczyło o takiej oczywistości. Ale skoro ona powiada przeciwnie, że ludzie znajdują się w ciemnościach i dalecy od Boga, że ukrył się ich poznaniu, że nawet sam daje sobie w Piśmie to miano D e u s  a b s c o n d i t u s (Iz 45,15) [tj. Bóg ukryty] — jakież tedy mogą przedstawić argumenty, kiedy okazując jawną niedbałość o szukanie prawdy, krzyczą, że nic jej im nie okazuje?

Blaise Pascal – Myśli

Third Culture Kids

Kiedyś, po rozmowie o tak zwanych okrucieństwach średniowiecza, powiedział do mnie: – W rzeczywistości nie były to wcale okrucieństwa. Człowiek średniowiecza odczułby znacznie większy wstręt do stylu całego naszego dzisiejszego życia, jako do czegoś okrutnego, przerażającego i barbarzyńskiego! Każda epoka, każda kultura, każdy obyczaj i tradycja mają swój styl, swoją specyfikę, swoje subtelności i ostrości, uroki i okrucieństwa, każda epoka uważa pewne niedomogi za oczywiste, a inne zło znosi cierpliwie.

Prawdziwym cierpieniem, piekłem staje się życie ludzkie tylko tam, gdzie krzyżują się dwie epoki, dwie kultury i religie. Gdyby człowiek antyku musiał żyć w średniowieczu, zginąłby marnie, podobnie jak zginąłby dzikus w naszej cywilizacji. Bywają okresy, w których całe pokolenie dostaje się miedzy dwie epoki, miedzy dwa style życia, tak że zatraca ono wszelką naturalność, wszelki obyczaj, wszelkie poczucie bezpieczeństwa i niewinności.

Hermann Hesse – Wilk stepowy

Tematy etyczne

Filozofować należy jedynie na tematy etyczne. Są to bowiem rzeczy dla nas dostępne i pożyteczne. Zupełnie przeciwnie natomiast rzecz ma się z badaniami nad przyrodą, ponieważ nie są to sprawy możliwe do zrozumienia, a gdyby nawet zostały przebadane dogłębnie, byłyby zupełnie bezużyteczne.

Nic by nam też z tego nie przyszło nawet wtedy, gdybyśmy własnymi oczyma obserwowali cały wszechświat i poznali, jaka jest natura rzeczy. Na pewno z tego powodu nie stalibyśmy się mądrzejsi czy sprawiedliwsi, bardziej mężni lub roztropni, ani silni, czy piękni, czy bogaci, a bez tego nie można być szczęśliwym.

Stąd też Sokrates słusznie powiedział, że rzeczy po części są ponad nami, a po części nie są dla nas. Rzeczy natury są bowiem ponad nami, a rzeczy po śmierci nie są dla nas, dla nas są bowiem jedynie rzeczy ludzkie.

Euzebiusz – Praeparatio Evangelica

Agezilaus i Epaminondas

Jedni wmawiają światu, iż wierzą w to, w co nie wierzą; drudzy, w większej liczbie, wmawiają to w samych siebie, nie umiejąc nawet pojąć, co znaczy wierzyć. Najlepszy z nas nie lęka się go obrazić, tak jak lęka się obrazić swego sąsiada, krewnego, zwierzchnika. A wszelako — wyrzekamy go się nieraz przez prostą wzgardę: jakaż bowiem chęć popycha nas do bluźnierstwa, jeśli nie sama chyba rozkosz obrażenia Boga?

Filozof Antystenes, kiedy go wtajemniczono w misteria i kapłan powiadał mu, iż ci, którzy poświęcają się tej służbie, mogą się spodziewać po śmierci wiekuistych i doskonałych dóbr, rzekł:

Czemuż, skoro w to wierzysz, sam co rychlej nie umierasz?

Diogenes bardziej szorstko (wedle swego obyczaju) odparł kapłanowi, który go tak samo napominał, aby przystąpił do jego zakonu, zyskując tym korzyści na tamtym świecie:

Żądasz, abym uwierzył, iż Agezilaus i Epaminondas, tak tędzy ludzie, cierpią tam niedolę, ty zasię, któryś jest jeno prostym ciołkiem, na nic nikomu nieprzydatnym, będziesz zbawiony, ponieważ jesteś klechą?

Bierzemy naszą religię jedynie na swój sposób i swymi rękami i nie inaczej, jak przyjmuje się inne religie. Urodziliśmy się w kraju, gdzie była w użyciu; albo też baczymy jej dawność albo powagę tych, co ją ustanowili; albo lękamy się gróźb, jakimi ściga niedowiarków, albo idziemy za jej obietnicami. Te względy mogą być pomocą dla naszej wiary, ale jeno jako uboczne. Są to więzy ludzkie; inna religia, inne świadectwa, poparte podobną obietnicą i groźbą, mogłyby nam tą samą drogą snadno zaszczepić odmienne wierzenia.

Powiada Plato, iż mało jest ludzi tak zatwardziałych w bezbożności, aby gwałtowne niebezpieczeństwo nie przywiodło ich do uznania potęgi bożej. Twierdzenie to nie może wszelako zgoła tyczyć prawdziwego chrześcijanina. Cóż to może być za wiara, którą wszczepiają w nas i gruntują tchórzostwo i słabość? Ucieszna wiara, która w to, w co wierzy, wierzy jeno dlatego, iż nie ma odwagi niewierzenia!

Michel de Montaigne – Próby, tłum. Boy

Drzwi percepcji

Przybył człowiek do bram nieba i zapukał. Od wewnątrz głos Boga zapytał: „Kto tam?” Na to człowiek: „To Ja.” „W tym domu” odpowiedział głos: „nie ma miejsca dla ciebie i dla mnie.” Odszedł więc on i spędził wiele lat zastanawiając się nad tą odpowiedzią, pogrążony w głębokiej medytacji. Gdy wrócił po raz drugi, głos zadał to samo pytanie. I znów człowiek odpowiedział: „To ja.” A drzwi pozostały zamknięte. Po kilku latach powrócił po raz trzeci, a na jego pukanie głos zapytał jeszcze raz: „Kto tam?” Człowiek zawołał: „To Ty!” Drzwi się otworzyły.

Perskie opowiadanie

Egoizm

Każda książka jest zawsze tylko książką; wszystkie słowa są zawsze tylko słowami, nigdy nie są tym, co – z mniejszym lub większym popisem — usiłują opisać.

Jest więzienie. W celi jest więzień, na wieży strażniczej jest strażnik. Ci dwaj są jedną osobą. Więzień jest jednocześnie swoim własnym strażnikiem, strażnik jest jednocześnie swoim własnym więźniem. Ale ci dwaj, więzień i strażnik, nie widzą, że każdy z nich jest jednocześnie jednym i drugim. Kiedy nawet od czasu do czasu zdarza się więźniowi uciec z celi i z gmachu więzienia, to ucieka on ze swoim niewidzialnym strażnikiem na karku i w konsekwencji to, co wydawało mu się być wolnością, okazuje się być jedynie inną formą więzienia. Tak samo strażnik wracający po służbie do domu w miasteczku zabiera pod czapką niewidzialnego więźnia i nocą budzi się spocony i przestraszony, bo śni mu się to, co może śnić się strażnikowi, to mianowicie, że więzień czmychnął z więzienia. Ty jesteś tym więźniem i tym strażnikiem, celą i wieżą strażniczą, całym gmachem więzienia i całą tak zwaną wolnością.

Największa tajemnica to ta, że nie ma żadnej tajemnicy. W rzeczywistości wszystko jest jawne, wszystko jest jasne, wszystko jest czyste, wszystko jest absolutnie przepięknie przejrzyste. Noc jest po to, żeby umrzeć. Dzień jest po to, żeby żyć. Jeden dzień to jest całe życie.

Przed wszystkimi podróżami: w Bieszczady, na Jukatan, do Patagonii, dookoła świata, na biegun północny, południowy, na Księżyc, na Marsa, na Wenus, dokądkolwiek, przed wszystkimi tymi podróżami – jest jedna prawdziwa podróż i absolutna: w głąb siebie.

Edward Stachura – Fabula Rasa (rzecz o egoizmie)

Podróż sentymentalna

Według najstarszych wierzeń chińskich, indoirańskich i afrykańskich, siedzibami bóstw stwórczych, Najwyższej Tajemnicy, było niebo, pojmowane jako kamienne sklepienie. Być może wiara ta sięga owych czasów, gdy człowiek zabierał się do zdobienia jaskiń, do badania ich trzewi, gdy pełzał w mroku skalnych korytarzy poszukując zagadki bytu, wyjaśnienia wszystkiego, gdy patrząc, jak z ziemi wyrasta nowe życie, oddawał ziemi życie zmarłych – ich ciała, gdy w jego umyśle jawiła się niejasna myśl o życiu pośmiertnym, bo czyż możliwe jest, aby życie odchodziło donikąd? Donikąd? – on tego nie mógł pojąć.

Instynkt mówił mu, że ziemia i życie mają ze sobą jakiś związek. Jaki? Odpowiedzi szukał może w głębinach jaskiń, pytania stawiał niebiosom, które od czasu do czasu zsyłają ogień, deszcz, wicher. Czy niebo jest wielkim sklepieniem, podobnym do sklepień jaskiń? A jeśli tak, to niebo musi zawierać wielkie tajemnice, podobnie jak te, które kryją się w niedostępnym wnętrzu ziemi.

Był już bliski znalezienia siedzib przyszłych bogów, których musi stworzyć, aby dać podwaliny wiedzy o świecie i o swoim gatunku. 35 000 lat temu człowiek jeszcze nie wiedział, jak będą wyglądali jego bogowie.

Jerzy Cepik – Jak człowiek stworzył bogów

Rok Małpy

Jeśli jest to coś, nie będące w żadnym stosunku do wszelkich rzeczy znanych, to takie istnienie nie może być ustalone przez żadne rozumowanie. Jak możemy wiedzieć, że coś nie związanego z innymi rzeczami w ogóle istnieje? Cały wszechświat, taki jakim go znamy, jest systemem związków; nie znamy niczego, co mogłoby nie być związane. Jak może to, co nie jest zależne od niczego i nie jest z niczym związane, tworzyć rzeczy związane wzajemnie ze sobą i uzależnione od siebie w swym istnieniu?

Jest albo jednością, albo mnogością. Jeśli jest jednością, to jak może być przyczyną różnych rzeczy, które pochodzą od różnych przyczyn? Jeśli istnieje ich tyle, ile jest rzeczy, jak mogą te ostatnie pozostawać w związku ze sobą? Jeśli przenika wszystko i zapełnia całą przestrzeń, to nie może również tworzyć ich, gdyż nie byłoby nic do stworzenia.

Jeśli pozbawiony jest wszelkich właściwości; wszystkie rzeczy, jakie powstają, powinny również być pozbawione wszelkich właściwości. Toteż nie może być ich przyczyną. Jeśli jest różny od właściwości, to w jaki sposób stwarza wciąż rzeczy posiadające te właściwości i przejawia się w nich?

Jeśli jest niezmienny, to wszystko powinno również być niezmienne, gdyż skutek nie może się różnić swą naturą od przyczyny. Lecz wszelkie rzeczy świata podlegają przemianom i rozkładowi. W jakiż sposób zatem może być niezmienny?

Gdyby stworzył świat, nie byłoby zmian ani zniszczenia, nie powinno też być ani smutku ani nieszczęścia, słuszności i niesłuszności, zważywszy iż wszelka rzecz zarówno czysta, jak i nieczysta, musiałyby skądś pochodzić. Jeśli smutek i radość, miłość i nienawiść powstają we wszystkich świadomych istotach, to sam powinien być zdolny do smutku i radości, miłości i nienawiści, a jeśli tę zdolność posiada, to czyż można powiedzieć, iż jest doskonały?

Gdyby był stwórcą, a wszystkie istoty musiałyby milcząc podlegać władzy swego stwórcy, to na co by się przydało uprawianie cnoty? Jeśli wszystkie uczynki są jego sprawą, to muszą być takie same jak ich sprawcy. Lecz jeśli smutek i cierpienie przypisuje się innej przyczynie, to w takim razie istnieje coś, czego nie jest przyczyną. Dlaczego zatem nie miałoby być bez przyczyny wszystko, co istnieje?

Jeśli jest stwórcą, to działa z jakimś celem lub bez celu. Jeśli działa z jakimś celem, to nie można powiedzieć, iż jest doskonały, gdyż cel z konieczności zakłada zaspokojenie jakiegoś niedostatku. Jeśli działa bez celu, to jest podobny wariatowi czy też niemowlęciu.

Aśvaghoṣa – Buddhacarita

Wiara

– Czytałeś Biblię?
– Biblię… Musiałem przeglądać.
– Pamiętasz tę historię o dwóch łotrach? Chodzi o tych dwóch łotrów ukrzyżowanych razem ze Zbawicielem. Dwaj złoczyńcy. Jeden z nich został podobno zbawiony, a drugi potępiony. Dlaczego jednak spośród czterech Ewangelistów tylko jeden o tym wspomina? Przecież byli tam wszyscy czterej — tam albo gdzieś w pobliżu. A o zbawionym łotrze mówi tylko jeden, z trzech pozostałych dwóch w ogóle nie wspomina o łotrach, a trzeci mówi, że obaj mu wymyślali.
– No więc o co chodzi? Po prostu nie zgadzają się ze sobą i tyle.
– Ale byli tam wszyscy czterej. A o zbawionym łotrze mówi tylko jeden. Więc dlaczego akurat jemu wierzyć?
– A kto mu wierzy?
– Jak to kto? Wszyscy! Znana jest tylko ta wersja.
– Ludzie to barany.

Samuel Beckett – Czekając na Godota