Wiara w naukę

Dziewiczy stan waloru absolutnego, niezachwianie dowiedzionej pewności wszystkiego, co należy do matematyki, minął na zawsze; nastała era zagadnień spornych i doszło do tego, że większość ludzi różniczkuje i całkuje nie dlatego, że rozumie, co czyni, lecz dlatego, że wierzy, bo wyniki były dotąd zawsze trafne. Jeszcze gorzej ma się rzecz z astronomią i mechaniką, a w dziedzinie fizyki i chemii tkwimy w hipotezach jak pośród roju pszczół. I nie może być inaczej. W fizyce mamy do czynienia z ruchem cząsteczek, w chemii – z tworzeniem się cząsteczek z atomów, a jeżeli interferencja fal świetlnych nie jest bajką, nie mamy żadnych absolutnie widoków na oglądanie kiedykolwiek tych ciekawych rzeczy własnymi oczami. Ostateczne prawdy ostatniej instancji stają się tu z biegiem czasu osobliwie rzadkie.

Lecz oto mamy przed sobą jeszcze jednego co najmniej takiego proroka, który jak zwykle wpada w patos najwyższego oburzenia moralnego, gdy inni zaprzeczają, by jakąkolwiek jednostkę stać było na objawienie ostatecznej prawdy ostatniej instancji. Zaprzeczenie takie, ba, samo już powątpiewanie, to stan słabości, niesamowity zamęt, nicość, wyjaławiający sceptycyzm gorszy od czystego nihilizmu, skłębiony chaos… i tak dalej w podobnym stylu. Jak u wszystkich proroków, mamy tu do czynienia nie z krytycznym, naukowym badaniem i oceną, lecz z wybuchem potępienia moralnego.

Fryderyk Engels – Anty Dühring