Nazywając człowieka wolnym pojmujemy go w innym znaczeniu, aniżeli wtedy, gdy go jako cząstkę przyrody uważamy za podległego jej prawom. Nie jest dla filozofa sprawą jego upodobania, czy chce pozorną sprzeczność usunąć, czy pozostawić nietkniętą. Albowiem w tym drugim wypadku teoria dotycząca tego zagadnienia jest pewnym bonum vacans, które fatalista słusznie może objąć w posiadanie i wygnać wszelką moralność z jej rzekomej i bezprawnie posiadanej własności.
Człowiek musi sobie samego siebie w ten podwójny sposób przedstawiać i pojmować, to polega: co się tyczy pierwszego sposobu, na świadomości samego siebie jako przedmiotu pobudzanego przez zmysły, co się tyczy drugiego, na świadomości samego siebie jako inteligencji, tj. jako niezależnego w używaniu rozumu od zmysłowych wrażeń (a więc jako należącego do świata intelektu). Stąd pochodzi, że człowiek przypisuje sobie wolę, która nie pozwala zapisać sobie na swój rachunek niczego, co należy jedynie do jego żądz i skłonności, a przeciwnie, czyny, których można dokonać jedynie przy wyrzeczeniu się wszelkich żądz i podniet zmysłowych, przedstawia sobie jako dzięki niej możliwe, a nawet konieczne.
Przyczynowość ich leży w nim jako inteligencji i w prawach skutków i czynów, zgodnie z zasadami świata dającego się pojąć czystym intelektem, o którym wprawdzie nic więcej nie wie jak tylko to, że w nim wyłącznie rozum, i to czysty, od zmysłowości niezależny rozum, nadaje prawo. Podobnie wie, że jest on tutaj tylko jako inteligencja sobą we właściwym sensie (jako człowiek zaś tylko zjawiskiem samego siebie).
Subiektywna niemożliwość wytłumaczenia wolności woli oznacza to samo, co niemożliwość wykrycia i uczynienia zrozumiałym, jaki interes człowiek może mieć w prawach moralnych; a przecież człowiek istotnie jest w nich zainteresowany, czego podstawę w nas nazywamy poczuciem moralnym. Było ono przez niektórych mylnie uważane za miarę naszej moralnej oceny, podczas gdy raczej musi ono być uważane za subiektywny skutek, jaki prawo wywiera na wolę, do czego rozum jedynie dostarcza obiektywnych racji.
. . .
Wprawdzie mógłbym teraz bujać w marzeniach po świecie dającym się pojąć czystym intelektem, który mi jeszcze pozostaje, po świecie inteligencji, ale chociaż mam jego ideę należycie uzasadnioną, to jednak nie posiadam najmniejszej jego znajomości i nie mogę też do niej nigdy dojść żadnymi usiłowaniami mej naturalnej władzy rozumu. Z czystego rozumu przedstawiającego sobie ten ideał nie pozostaje mi po odłączeniu wszelkiej materii, tj. poznania przedmiotów, nic do myślenia prócz formy, to jest praktycznego prawa powszechnej ważności maksym.
Tutaj więc leży ostateczna granica wszelkiego badania moralności, której oznaczenie jednak już z tego względu jest nader ważne, żeby rozum z jednej strony nie szukał w świecie zmysłowym, w sposób dla moralności szkodliwy, najwyższej pobudki i zrozumiałego, ale empirycznego interesu, z drugiej zaś strony, żeby nie bujał bezsilnie po pustym dla niego przestworzu transcendentnych pojęć pod nazwą świata dającego się pojąć czystym intelektem, nie mogąc ruszyć z miejsca, i nie gubił się w urojeniach. Zresztą idea czystego świata intelektu, jako ogółu wszystkich inteligencji, do którego należymy my sami jako istoty rozumne, pozostaje zawsze ideą pożyteczną i dozwoloną dla rozumnej wiary – mimo że na jej granicy kończy się wszelka wiedza.
Immanuel Kant – Uzasadnienie metafizyki moralności